Trochę o mnie:

avatar








Poisonek z wiochy Częstochowa. Przejechałem 177660.24 km (na bikestats) + 48183 km (przed bikestats). Więcej o mnie.

10.2010 - 05.2011 Nowotwór próbował...

Póki co nie dał rady...



„Ból jest przemijający, a skutki rezygnacji pozostają na zawsze.”


"Rower jest pojazdem napędzanym siłą mięśni. Rower jadący pod górę jest pojazdem napędzanym siłą woli..."


"Nikt nie będzie mi mówił jak mam żyć, bo nikt za mnie nie umrze..."


"Nie słuchaj głosu w Twojej głowie, który mówi, że nie dasz rady. On łże..."



Yes Master!!! Na zawsze z Tobą...




AKTUALNY SEZON

Sezon 2025 button stats bikestats.pl

ARCHIWALNE SEZONY

Sezon 2024

button stats bikestats.pl

Sezon 2023

button stats bikestats.pl

Sezon 2022

button stats bikestats.pl

Sezon 2021

button stats bikestats.pl

Sezon 2020

button stats bikestats.pl

Sezon 2019

button stats bikestats.pl

Sezon 2018

button stats bikestats.pl

Sezon 2017

button stats bikestats.pl

Sezon 2016

button stats bikestats.pl

Sezon 2015

button stats bikestats.pl

Sezon 2014

button stats bikestats.pl

Sezon 2013

button stats bikestats.pl

Sezon 2012

button stats bikestats.pl

Sezon 2011

button stats bikestats.pl

Sezon 2010

button stats bikestats.pl

Sezon 2009

button stats bikestats.pl

Sezon 2008

button stats bikestats.pl


MOJE KRĘCENIE OD 01.01.1997 do 30.06.2025: 225.032 km


1997: 3806 km
1998: 4146 km
1999: 3757 km
2000: 4659 km
2001: 3253 km
2002: 4754 km
2003: 4309 km
2004: 6004 km
2005: 5278 km
2006: 5012 km
2007: 3205 km
2008: 11017 km
2009: 4918 km
2010: 4888 km
2011: 4791 km
2012: 8417 km
2013: 12372 km
2014: 11459 km
2015: 11409 km
2016: 16632 km
2017: 10351 km
2018: 11305 km
2019: 11587 km
2020: 11091 km
2021: 10023 km
2022: 10061 km
2023: 10112 km
2024: 10356 km
2025: ? km

MOJE MAX`Y:


Max dystans 24 godzinny:

505,77 km


Max dystans miesięczny:

2.156,10 km


Max dystans roczny:

16.632 km


Max prędkość:

82,73 km/h


Max wysokość n.p.m.:

2.776 m n.p.m.


Max wyjazdów w miesiącu:

31 - grudzień 2021


31 - marzec 2025


Max wyjazdów w roku:

316 - 2016


Min 10.000 km w rok:

13 razy - ostatnio 2024


Min 1.000 km w miesiącu:

104 razy - ostatnio czerwiec 2025


Min 100 km dziennie:

307 razy - ostatnio 04.07.2025


Max temperatura na rowerze:

+41°C


Min temperatura na rowerze:

-17°C


Odwiedzone województwa:

dolnośląskie, kujawsko - pomorskie, łódzkie, małopolskie, mazowieckie, opolskie, pomorskie, śląskie, świętokrzyskie, wielkopolskie, zachodniopomorskie


Odwiedzone kraje:

Austria, Hiszpania, Niemcy, Polska, Słowacja, Szwajcaria, Szwecja, Turcja, Włochy

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

D. Godne uwagi (100-? km)

Dystans całkowity:31814.83 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:264
Średnio na aktywność:120.51 km
Więcej statystyk

Szosowy Ogrodzieniec.

Sobota, 19 lipca 2014 • dodano: 19.07.2014 | Komentarze 0

Kolejna wycieczka z cyklu "szosowy Ogrodzieniec". Tym razem naprawdę stawiła się liczna i mocna ekipa. Trasa tradycyjna: Kucelin, Olsztyn, Przymiłowice, Zrębice, Piasek, Janów, Złoty Potok, Gorzków, Postaszowice, Niegowa, Mirów, Kotowice, Kroczyce, Przyłubsko, Siamoszyce, Giebło, Biskupice, Pilica, Złożeniec, Ryczów, Ogrodzieniec, Kiełkowice, Morsko, Włodowice, Kotowice, Jaworznik, Żarki, Czatachowa, Złoty Potok, Siedlec, Krasawa, Zrębice, Przymiłowice, Olsztyn, Odrzykoń i dom. Tempo bardzo fajne aczkolwiek ból kolana nie dał mi całkowicie rozwinąć skrzydeł. Trudno - nie ma wyjścia - trzeba zrobić przerwę od roweru, bo taka jazda nie ma sensu. Tym bardziej, że za tydzień będzie gdzie jeździć. Na powrocie strzeliłem od głównej, kilkuosobowej grupy na zjeździe z Czatachowej i już bez napinki dojechałem sobie samotnie do domu. Do Leśnego dziś nie było czasu zajrzeć. 
Bardzo gorąco - poszły 3 litry płynów. 1387 metrów w pionie ;)

U celu. Ogrodzieniec
U celu. Ogrodzieniec © poisonek
Piękna Ekipa pod zamkiem
Piękna Ekipa pod zamkiem © poisonek




  • DST 505.77km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Częstochowa - Gdańsk. 505,77 km w 24 h. SPEŁNIENIE!!!

Sobota, 5 lipca 2014 • dodano: 07.07.2014 | Komentarze 33


Marzenia się spełniają. 505,77 km w ciągu 24 godzin z Częstochowy do Gdańska.

Rekordowy dystans: Częstochowa - Gdańsk w 24 godziny
Rekordowy dystans: Częstochowa - Gdańsk w 24 godziny © Poisonek

Trasa © poisonek

O jednodniowej wyprawie nad morze z Częstochowy do Gdańska usłyszałem w pewnym sklepie rowerowym już dobrych 15 lat temu. Zrobił to mój znajomy Marcin wraz z grupą swoich kolegów. Wtedy była to dla mnie totalna abstrakcja. Podziw jaki miałem dla tych osób tak mocno się we mnie zakorzenił, że w środku coś tam już wtedy zakiełkowało. Mijały lata a ja ewoluowałem rowerowo. Z czasem zacząłem nieśmiało myśleć, że kiedyś warto by było spróbować. Jednak sporo krótsze trasy, które robiłem i to jaki był po nich stan mojego organizmu uzmysławiał mi, jak piekielnie trudne dla mnie jest to wyzwanie. Myśl o Gdańsku w 24 godziny stała się jednak moją obsesją. Nie było sezonu w ostatnich latach w którym nie myślałem o tym ekstremum bardzo intensywnie. Pierwszy raz realnie zacząłem się do tego przymierzać w 2010 roku. Niestety przeszkodził nowotwór...
W 2011 zrobił to Michaill i wzbudził mój ogromny podziw i zazdrość, która jeszcze bardziej wzmocniły moje marzenie. Studziło mnie jednak to, czego Jacek doświadczył po wyprawie. Poważna kontuzja kolana - taka cena.
Stan mojego organizmu z roku na rok się pogarsza. Chemioterapia zrobiła swoje a doszły jeszcze problemy z kolanami i poważne z kręgosłupem. Marzenie się oddalało. Uświadomiłem sobie jednak, że muszę spróbować. Całe to moje rowerowanie, wszystkie rekordy pozostawały by zawsze w cieniu tego niespełnionego celu. Czułbym się niespełniony rowerowo, cokolwiek jeszcze na tym rowerze bym zrobił.

"Mogę zaakceptować porażkę, ale nie mogę zaakceptować braku próby." - Michael Jordan.


Spróbowałem. Założenie było proste: dojechać z Częstochowy do Gdańska w 24 godziny. 500 km... Decyzja zapadła błyskawicznie - bez długiego planowania i nakręcania się. Nastąpił wybór daty, trasy i roweru, którym pojechałem. Góral. Bo tak właśnie miało być w moim marzeniu - na góralu. Może na szosówce, którą mam było by prościej, ale ja bym to odebrał jako pójście na skróty. 
Sen przed wyjazdem w sobotę 5 lipca był nieporozumieniem. Emocje nie pozwalały zasnąć i skończyło się tylko na 3,5 godzinnym epizodzie, przerywanym częstym budzeniem się. Zapakowałem najbardziej niezbędne rzeczy i prowiant do plecaka. Kierował mną totalny minimalizm: wszystkiego było tylko tyle, ile potrzeba. Nawet pasty do zębów zabrałem tylko na 3 mycia. Mini ręczniczek. Łyżka do jedzenia? Aluminiowy antyk, bo lżejsza. Liczył się każdy gram. W drogę.

Częstochowa 5 lipca 2014 godzina 3:00.


Trasa wyglądała następująco: Częstochowa, Nowa Brzeźnica, Szczerców, Buczek, Łask, Szadek, Uniejów, Dąbie, Kłodawa, Przedecz, Izbica Kujawska, Lubraniec, Brześć Kujawski, Włocławek, Lipno, Kikół, Golub - Dobrzyń, Lipnica, Wąbrzeźno, Radzyń Chełmiński, Grudziądz, Dolna Grupa, Warlubie, Osiek, Skórcz, Starogard Gdański, Kleszczewo i Gdańsk. W nawigacji czasem pomagał GPS w telefonie, do którego zabrałem trzy zapasowe baterie. Nie obyło się jednak bez dwóch pomyłek trasy, co dołożyło mi około 10 dodatkowych kilometrów. W sumie to nic się nie stało, bo gdyby nie to, trzeba by było dokręcać do 500 km u celu podróży.
Zastosowałem system Jacka: godzina jazdy - 5 minut przerwy, którą co kilkadziesiąt kilometrów wydłużałem do 10 minutowego postoju. Przerwy często wypadały mi pomiędzy miejscowościami, więc na ich miejsce wybierałem najczęściej zabudowane przystanki autobusowe. Kładłem się tam na brzuchu na ławeczce, odciążając co raz bardziej bolące plecy. Plecak wypełniony wodą, prowiantem i niezbędnymi rzeczami strasznie ciążył i wzmagał ból pleców i karku. Po drodze pożywiałem się zabranym ze sobą makaronem z sosem pomidorowym popakowanym w woreczki strunowe. No i standardowe batony musli i woda z bukłaka.
Pierwszy poważny kryzys dopadł mnie tuż przed półmetkiem. W okolicach 250 km siły mnie opuściły. Perspektywa przejechania jeszcze 250 km niszczyła mnie psychicznie. Do tego zrobiło się potwornie gorąco. Zacząłem się zastanawiać czy dam radę. Pomogła Żonka motywując przez telefon, rozmowy z Rafałem i Robert również przesyłający motywujące sms`y. Swoje zrobiła też Pepsi. 100% cukru w cukrze dodało energii i jakoś poszło. Za półmetkiem było już lepiej, no bo "już bliżej jak dalej". Jednak zmieniał się teren: to, że bliżej morza wcale nie znaczy, że bardziej płasko. Przeciwnie - trasa zaczęła przypominać sinusoidę. Doszedł ból lewego kolana, którego się spodziewałem. Super - około 200 km dociążając bardziej prawą nogę... Oczywiście przypłaciłem to skurczami prawego uda pod koniec trasy, pomimo zażywania podczas jazdy magnezu z potasem. Po zmroku zacząłem nieśmiało myśleć, że może się uda. Bo cały czas wątpiłem: mówiłem sobie i innym, że na razie jadę - zobaczymy gdzie dojadę. Najwyżej wsiądę w pociąg. Wiedziałem, że kryzys może przyjść w każdej chwili i dobije mnie do gleby. Nie przyszedł. Organizm jakby się wyłączył: przestałem czuć ból. Na kilkadziesiąt kilometrów przed finiszem trafiłem na ciężki psychicznie odcinek około 30 km bez żadnych oznak cywilizacji. Do tego miałem dość spore problemy z przednimi lampkami, ale jazda w totalnej ciemności wokół motywowała mnie do mocniejszego kręcenia. Chciałem jak najszybciej wyjechać z tej leśnej ciemnicy i zobaczyć wreszcie światła Gdańska. 
Wojtek załatwił kwaterę w Gdańsku. Miałem jechać w ciemno do jakiegoś hostelu, ale przez odbywający się w Trójmieście Open`er Festival wszystko było zajęte. Voit coś tam jednak po kilkudziesięciu telefonach wyszukał. Świetne miejsce z bardzo życzliwymi właścicielami. Nawet wspomnieli o mnie na swoim blogu. Dzięki Wojtek.
Końcówka już mega szybko. Wiedziałem, że się udało. 500 km wybiło o godzinie 2:42 w niedzielę 6 lipca. Granicę miasta Gdańska przekroczyłem kilka minut później. Czas efektywnej jazdy 19:54. Średnia 25,4 km/h.

Gdańsk 6 lipca 2014 godzina 2:46.


Zrobiłem to. Udało się zrealizować moje największe rowerowe marzenie: Częstochowa - Gdańsk w 24 godziny. Zostało 14 minut zapasu. Nie miałem siły za bardzo się cieszyć. Nie mogłem się doczekać, kiedy wejdę pod prysznic i zmyję z siebie ogromną ilość soli zmieszanej z brudem. Przy rozbieraniu okazało się jak skutecznie organizm wyłączył odczuwanie bólu - na wkładce w spodenkach krew. Nawet nie czułem, że wytarłem skórę na tyłku... Po kąpieli usnąłem błyskawicznie... na 3,5 godziny... Obudziłem się o 7:00 rano i nie mogłem dalej spać. Emocje i zbyt duże zmęczenie. 

Spełniłem się.


Dziękuję Żonce, Córuni, reszcie rodziny, przyjaciołom i znajomym za wsparcie. Robertowi za to, że uratował mnie przed realiami PKP i przyjechał po mnie do Łodzi.

Szczególne słowa kieruję do ludzi walczących o każdy dzień. O życie. Warto walczyć i warto marzyć. Można w 3 lata po nowotworze wsiąść na rower i przejechać w ciagu 24 godzin 500 km. Pamiętajcie: WSZYSTKO JEST MOŻLIWE!!!

Jedna z hałd okolic Kleszczowa
Jedna z hałd w okolicach Kleszczowa © poisonek
Włocławek
Włocławek. Miasto z fatalnym stanem dróg. © poisonek
Wisła z zapory we Włocławku
Wisła z zapory we Włocławku © poisonek
Zalew Włocławski
Zalew Włocławski © poisonek
Zamek Golub - Dobrzyń
Zamek Golub - Dobrzyń © poisonek
Zamek Radzyń Chełmiński I
Zamek Radzyń Chełmiński I © poisonek
Zamek Radzyń Chełmiński II
Zamek Radzyń Chełmiński II © poisonek
Grudziądz
Grudziądz © poisonek
Na moście nad Wisłą w Grudziadzu
Na moście nad Wisłą w Grudziadzu © poisonek
Grudziądz od strony Wisły
Grudziądz od strony Wisły © poisonek
Cel. Gdańsk
Cel. Gdańsk © poisonek
Pomnik Poległych Stoczniowców w Gdańsku
Pomnik Poległych Stoczniowców w Gdańsku © poisonek
Wejście do dawnej Stoczni Gdańskiej
Wejście do dawnej Stoczni Gdańskiej © poisonek
Czołg T-34 w Al. Zwycięstwa w Gdańsku
Czołg T-34 w Al. Zwycięstwa w Gdańsku © poisonek
PGE Arena w Gdańsku
PGE Arena w Gdańsku © poisonek
Szmata na plaży
Szmata na plaży © poisonek
Poisonek na plaży
Poisonek na plaży © poisonek
Długi Targ
Długi Targ © poisonek
Brama Złota
Brama Złota © poisonek
Ratusz Głównego Miasta w Gdańsku
Ratusz Głównego Miasta w Gdańsku © poisonek
Przy fontannie Neptuna
Przy fontannie Neptuna © poisonek
Motława i Gdański Żuraw
Motława i Gdański Żuraw © poisonek
Stateczek ;)
Stateczek ;) © poisonek
I ja przy Żurawiu
I ja przy Żurawiu © poisonek




Dziwna sobota.

Sobota, 21 czerwca 2014 • dodano: 21.06.2014 | Komentarze 3

Dziś wszystko miało inaczej wyglądać. Po pierwsze primo mieliśmy jechać z grupą szosowców do Ogrodzieńca. Jednak niepewna pogoda spowodowała, że ten projekt upadł na rzecz wycieczki do Bobolic przez Mzurów. Stawiłem się więc na zbiórce koło TRW. Nie wiem jakim cudem nie zauważyłem Adama, z którym mieliśmy pojechać właśnie do Bobolic. Grupa ruszyła, a ja przeświadczony, że Adam się spóźni ujechałem z nią kawałek i postanowiłem wrócić i zaczekać na Kulistego. No i tym sposobem się rozjechaliśmy, bo Adam w tym czasie likwidował już pierwsze ucieczki ;). Po kilku dobrych minutach oczekiwania, nieco wkurzony ruszyłem sam bez żadnego konkretnego planu co do celu jazdy. Skończyło się na rundce przez Srocko, Brzyszów, Małusy, Kobyłczyce, Żuraw, Zagórze, Bukowno, Przymiłowice i Olsztyn. Podjechałem do Leśnego, ale tam pustki. Przypomniło mi się wtedy, że Alex współorganizował dziś rowerowy piknik rodzinny, którego celem był Olsztyn. Ruszyłem więc naprzeciw piknikowiczom podjeżdząjąc z krajówki w kierunku Skrajnicy. Spotkałem się z grupą prowadzoną przez Gienia na szczycie podjazdu i dowiedziałem się, że jadą do Spichlerza pod zamkiem. Dołączyłem do nich na miejscu. W Spichlerzu zaznaliśmy niebywałej gościnności właściciela, racząc się rarytasami z grilla i popijając pigwówką. Przy tym wszystkim okazało się, że biesiaduję w towarzystwie między innymi Sekretarz Stanu w Ministerstwie Finansów Panią Posłanką Izabelą Leszczyną, Posłem Panem Grzegorzem Sztolcmanem i wójtem Gminy Olsztyn :) Po bardzo pozytywnie spędzonym czasie część grupy postanowiła wracać do domów samochodami a ja z pozostałymi pojechaliśmy do Częstochowy przez Kusięta.
W domu posiedziałem z godzinkę i zaczęło mnie nosić... Kobietki pojechały do Ikei a ja po powrocie w żółwim tempie z grupą piknikowiczów byłem jakiś taki niedojeżdżony. To to wskoczyłem jeszcze raz na Maryśkę i zrobiłem sobie tempówkę przez Zawodzie, Legionów, Srocko, Brzyszów, Małusy, Turów, Olsztyn i Kusięta. 40 km w tempie 30,7 km/h. No i stówka. Do większej stówki został już tylko rzut beretem.
Dziś po raz pierwszy jeździłem z prezencikiem od mojej Żonki, który otrzymałem z okazji zbliżających się moich 40 urodzin. Garmin Edge 500. Fajna zabawka, którą muszę jeszcze trochę rozpracować. Urządzenia wydaje się dość dokładne, bo np różnica pomiaru wzosów i spadków na pętli z tym samym poziomem startu i mety wyniosła jedynie 2 metry przy wartościach rzędu 440 metrów. Będzie się czym bawić.
Garmin EDGE 500
Garmin EDGE 500 © poisonek
Biesiada w Spichlerzu
Biesiada w Spichlerzu © poisonek




  • DST 103.39km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żarki i dom - praca - dom.

Wtorek, 17 czerwca 2014 • dodano: 17.06.2014 | Komentarze 1

Plan był taki, żeby ze STin14 ponownie odwiedzić Złoty Potok i posiedzieć kapkę nad Amerykanem. Robert miał jednak wizytę sadystyczną... tfu... dentystyczną i plan wziął w łeb. Postanowiłem w związku z tym przejechać się nieco szybciej i dlatego wybór padł na Maryśkę. Kucelin, Guardian, Kusięta, Turów, Przymiłowice, Zrębice, Krasawa, Siedlec, Ostrężnik, Czatachowa, Żarki, Wysoka Lelowska, Przybynów, Zaborze, Biskupice, Olsztyn, Kusięta, Brzyszów, Srocko i Zawodzie. Odcinek gównianego asfaltu od Zaborza do Biskupic doprowadza mnie do szału... Tempo dość fajne - trójeczka z przodu. Po przyjeździe do domu przesiadka na Szmatę i do pracy w obie strony wałem. Dobrze się dziś jechało.
Maryśka 81,23 km
Szmata 22,16 km
Maczek :)
Maczek :) © poisonek
Maryśka - swojska baba :)
Maryśka - swojska baba :) © poisonek
Swojskie klimaty
Swojskie klimaty © poisonek




Złoty Potok i dom - praca - dom. 4000 w sezonie.

Wtorek, 20 maja 2014 • dodano: 20.05.2014 | Komentarze 1

Dawno nie odwiedzałem Złotego Potoku. Wczoraj jednak ustawiłem się ze STin14 na przejażdżkę do tego urokliwego, jurajskiego miejsca. Wyjechaliśmy dość wcześnie, żeby mieć trochę czasu na spodziewany nad Amerykanem błogostan. Na początek Guardian, niebieski rowerowy i pożarówka. Następnie przez Sokole do Zrębic i stamtąd czerwonym pieszym do Złotego. Po zakupach pojechaliśmy na pomost na Amerykanie wchłonąć trochę przyrody, ciszy i spokoju. Po kilkudziesięciu minutach trzeba było skierować się w kierunku pracy. Powrót ze Złotego Szlakiem ku źródłom, przez Siedlec, Krasawę, Zrębice, Czerwony pieszy przez Puchacza i zjazd singielkiem do żółtego pieszego. Dalej już standardowo: pożarówka i Guardian. W domu kilka minut przerwy w celu spakowania dupereli do pracy i ponownie na siodełko. A że w głowie zaświtała mi już wcześniej trzycyfrówka pojechałem na Północ baaaardzo naokoło: wał nadwarciański, Aleje, OBI, Północ korytarzem i Lasek Aniołowski. Po pracy powrót również taki, żeby dotłuc trochę nadprogramowych kilometrów. Koniec końcem ordynarnie i po chamsku dokręciłem do setki tak, że wskoczyła tuż przed klatką schodową ;) 
4000 km w sezonie 2014. Szybciej niż rok temu - bonus od łagodnej zimy.
Dość intensywny dzień. Zakończony miłym akcentem, o którym ani ja ani moja Żonka nie wiemy co myśleć... Cuda się zdarzają???
Na pomoście na Amerykanie
Na pomoście na Amerykanie © poisonek
Kania w III dekadzie maja???
Kania w III dekadzie maja??? © poisonek
Zaskroniec. Niestety trup :(
Zaskroniec. Niestety trup :( © poisonek




Wręczyca na śniadanie - Olsztyn na kolację.

Wtorek, 6 maja 2014 • dodano: 06.05.2014 | Komentarze 0

Sporo dziś jazdy. Wyszła nawet składana setka. Rano do Wręczycy na śniadanie do Przyjaciela: Stradom, Zacisze, Gnaszyn, Łojki, Blachownia i Wręczyca. Po pogaduchach i wspomnianym śniadaniu szybki powrót do Czewki do pracy przez Kalej, Nową Gorzelnię, Nową Szarlejkę, Lisiniec, Parkitkę, Północ, korytarz północny i Lasek Aniołowski. Powrót z pracy przez Aleje i wał Nadwarciański. A po obiadku druga runda dzisiejszej jazdy - do Olsztyna przez Kucelin, kirkut, Legionów, Srocko, Brzyszów i Turów. W Leśnym pustki, więc poczekałem tylko chwilę i wróciłem do domu pożarówką i niebieskim rowerowym.
Super pogoda i ekstra dzień do jazdy. Dobry nastrój przełożył się na fajne tempo. Jednym zdaniem: było git :)
Ostatnio Magia wspomniała Wikingów i przypomniała mi o Indianach. Zakochałem się kiedyś w tym utworze:




Wstęgą szos na Antosiu. Pasożyt na Sadyście ;).

Wtorek, 29 kwietnia 2014 • dodano: 29.04.2014 | Komentarze 1

Stówka na szosie z Kulistym. Wstałem niewyspany i generalnie zmęczony. Wiedziałem, że dziś będzie bolało. Wytargowałem u Adasia zmianę trasy z pagórkowatej na płaską, bo w założeniach nie chciałem się zmęczyć. Błąd, bo przecież na pagórkach czuję się lepiej. A tak idealnie trafiłem w preferencje mojego Towarzysza. No i mi chłop dał popalić. Szedł jak wściekły i zajechał mnie na śmierć ;) Za nic miał moje błagania i lamenty. Sadysta jeden ;) Nie pozostało mi nic innego jak w połowie trasy karnie schować się za kółkiem Adama i wcielić się w rolę pasożyta. Trasa z grubsza: dojazd przez miasto do Adama i przesiadka na Antosia, Północ, korytarz północny, Wyczerpy, Jaskrów, Wancerzów, Mstów, Kłobukowice, Skrzydlów, Rzeki Wielkie i Małe, Karczewice, Garnek, Święta Anna, Przyrów, Podlesie, Celiny, Drochlin, Lelów, Ślężany, Bystrzanowice i Apolonka. Tutaj okazało się, że Adam ma taką moc w nogach, że nawet stal nie daje rady - zerwał łańcuch. Na szczęście Kulisty zaopatrzył nas kiedyś w świetny zestaw kluczy ze skuwaczem łańcucha. Problem w tym, że oba komplety świetnie... leżą w szufladach naszych domów :) Fuksem łańcuch strzelił tak, że wystarczyło spiąć ogniwa spinką skracając tym samym łańcuch o dwa ogniwa. No i ruszyliśmy dalej: Ponik, Janów, Piasek, Przymiłowice, Olsztyn, DK 46, Odrzykoń, Guardian, Zawodzie, Śródmieście i na Dekabrystów. Ledwo dojechałem... Odstawiłem szoskę, pożegnałem Przyjaciela Sadystę i ślimaczym tempem potoczyłem się do pracy na Północ. Po pracy do domu najkrócej.
Oj mocno dziś pojeździłem. Generalnie to ostatnio cały czas w siodle. Przydał by się odpoczynek, ale jutro wyjazd, a tam gdzie jedziemy nie da się odpocząć :) 1000 km w miesiącu bolało tym razem dość mocno.
Mijane dziś okolice były podobno bardzo ładne, ale mnie najbardziej utkwił w pamięci ten widok :)
Sadysta ciągnie Pasożyta ;)
Sadysta ciągnie Pasożyta ;) © poisonek




Inauguracja sezonu szosowego. Stówka.

Niedziela, 27 kwietnia 2014 • dodano: 27.04.2014 | Komentarze 1

Inauguracja sezonu szosowego. Dość długo to trwało zanim udało się z Adamem zgrać terminy i inne okoliczności i wsiąść w końcu na Antosia. Na początku dojazd na Dekabrystów na Szamcie i po podstawieniu roweru przez Kulistego rozpoczęliśmy szosową seteczkę. Trasa przez Legionów, Srocko, Brzyszów, Kusięta, Olsztyn, Przymiłowice, Piasek, Janów, Złoty Potok, Ostrężnik. Tam wjechaliśmy na dróżki, które kiedyś były świetnym, terenowym szlakiem czerwonym do Trzebniowa a teraz padły ofiarą cywilizacji i dotacji z Unii Europejskiej. Wyasfaltowali las znaczy się. Po dotarciu do Trzebniowa dalej przez Moczydło, Niegówkę, Niegowę, Ogorzelnik do Bobolic. Przy zamku 2 minuty przerwy na fotkę i dalej w trasę: Mirów, Gościniec Mirowski, Żarki, Leśniów, Ostrężnik, źródła, Siedlec i Krasawa. Po skręcie w Krasawie doszedł nas peleton Tour de Czatachowa no i skończyła się wycieczka. Na górce w Zrębicach szliśmy 47 km/h :). Do Olsztyna udało mi się dojechać w grupie, ale na finisz absolutnie nie miałem zamiaru wychodzić. W barze dłuższe posiedzenie w towarzystwie całego peletonu i kolegów górali z Robertem na czele i bardzo szybki powrót do Częstochowy w towarzystwie Adama i Mareczka przez DK 46, Odrzykoń, Guardiana, Kucelin, Zawodzie i Centrum. Po przejechaniu 106 km na szosówce i odstawieniu Antosia, do domku wzdłuż tramwaju na Goodmanie. 
Po tak długim okresie bez szosówki trzeba się było ponownie przyzwyczaić do innego roweru. Ale było całkiem fajnie. No i zawsze to miło zobaczyć na średniej trójkę z przodu :)
Szosowo w Bobolicach
Szosowo w Bobolicach © poisonek




Składana setka.

Wtorek, 11 marca 2014 • dodano: 11.03.2014 | Komentarze 4

Dziś było sporo wolnego w tzw. międzyczasie. Rano do pracy udało się pojechać troszkę dłużej niż zazwyczaj: pokręciłem wałem, przez Aleje, koło OBI i przez Północ, korytarz północny i Lasek Aniołowski na miejsce. Powrót z analogicznym początkiem w odwrotnej kolejności. Na Zawodziu skręt na Legionów i kierunek Olsztyn. Kawałek czerwonym rowerowym i przez Kusięta na miejsce. Tam bez postoju przez Górny Ostrówek do Skrajnicy i rowerostradą do domu. W domku szybki obiadek i na spotkanie z Kobe24la i Piotrkiem78. Wspólnie znów w kierunku Olsztyna. Tym razem przez Kucelin i kirkut. Dalej tak jak po pracy: czerwony w okolicy Zielonej Góry i Kusięta. Na miejscu posiedzieliśmy trochę na świeżym powietrzu i chłopaki pojechali w stronę pożarówki. Ja poczekałem jeszcze 15 minut na umówione spotkanie z Gieniem i po jego przyjeździe skierowaliśmy się na powrotną, najkrótszą trasę do domu. Przez pewien czas towarzyszył nam Zbyszek, którego jednak zabiliśmy tempem. Tuż przed Guardianem dogoniliśmy Piotrka i Marcina i razem dojechaliśmy na PKP Raków. Po spojrzeniu na licznik okazało się, że brakuje mi 3 km do trzycyfrówki, więc do domu pojechałem w towarzystwie Marcina przez wał nadwarciański i Bór. Wiosna po całości. Jak tak dalej pójdzie to noworoczne postanowienia na 2014 szlag trafi :)
W Lasku Aniołowskim już kwitną pierwsze tej wiosny krokusy :)
W Lasku Aniołowskim już kwitną pierwsze tej wiosny krokusy :) © poisonek




Kraków

Niedziela, 2 marca 2014 • dodano: 02.03.2014 | Komentarze 5

Wiosna zimą atakuje na tyle skutecznie, że zmusiła nas do zaliczenia Krakowa już na początku marca. Patrząc na optymistyczne prognozy temperaturowe nie było wyjścia: trzeba jechać. O trasie nie ma co pisać - po prostu krakowski standard przez Poraj, Myszków, Zawiercie, Ogrodzieniec, Klucze, Rabsztyn, Olkusz, Dolinę Prądnika i Zielonkę. Myślałem, że na tej trasie nic mnie już nie zdziwi. Nie spodziewałem się jednak, że na przestrzeni 2 - 3 km pomiędzy Olkuszem a Kosmołowem warunki pogodowe mogą się zmienić tak diametralnie. Z pełnego słońca i kilkunastu stopni wjechaliśmy nagle w mgłę, pełne zachmurzenie i temperaturę na poziomie 4 stopni. Do tego silny, czołowy wiatr, który towarzyszył dziś nam przez 100% trasy. Zmarzliśmy strasznie. Dość powiedzieć, że na polach w Sułoszowej leżą jeszcze płaty śniegu... Całe szczęście częściowo byliśmy tekstylnie przygotowani na wariacje pogodowe. W Grodzie Kraka pyszny obiadek w zaprzyjaźnionej już chyba restauracji, w której oprócz standardowych dań otrzymaliśmy dziś miłe gratisy. Na koniec wizyta u pół Krakowiaka - Szczepana na kawusi. Powrót mega "pospiesznym" pociągiem ;) 
Kraków zaliczony jak do tej pory w najwcześniejszej fazie roku. Do tego 150 raz 100 km na dzień. Miło.
Mój drugi dzisiejszy towarzysz wycieczki :)
Mój drugi dzisiejszy towarzysz wycieczki :) © poisonek

"Wstąpiłem na działo I spojrzałem na pole; dwieście armat grzmiało." © poisonek
Zamek w Rabsztynie powoli rośnie. Jeszcze słoneczko
Zamek w Rabsztynie powoli rośnie. Jeszcze słoneczko © poisonek
Pieskowa Skała. Już pogodowy Armageddon
Pieskowa Skała. Już pogodowy Armageddon © poisonek
Maczuga we mgle
Maczuga we mgle © poisonek
Jeszcze raz zamek w Pieskowej Skale
Jeszcze raz zamek w Pieskowej Skale © poisonek
Woda wokół zamku jeszcze skuta lodem
Woda wokół zamku jeszcze skuta lodem © poisonek
Wreszcie jakaś fota ze mną ;)
Wreszcie jakaś fota ze mną ;) © poisonek
W celu - totalnie zmarznięci
U celu - totalnie zmarznięci © poisonek